To kolejna odsłona pozoracji, bo główne mechanizmy hierarchiczno-kontrolnego systemu nauki i szkolnictwa wyższego pozostały niezmienione i niezgrabnie próbują wpełznąć pod szyldy „gospodarki opartej na wiedzy”, choć pasują do niej jak przysłowiowy wół do bryczki. Trzon kadry polskich uczelni, czyli pracownicy naukowo-dydaktyczni, szczególnie najbardziej zapracowani i rozwojowi adiunkci, tak jak przedtem funkcjonują głównie w pouczaniu takim jak było i w identycznym wymiarze. Tych obowiązkowych godzin dydaktycznych (pensum) jest stanowczo za dużo, by jeszcze móc efektywnie zajmować się rozsądnymi badaniami czy pracami rozwojowymi. Nowe przepisy prawne nic nie wnoszą jeśli chodzi o istotę rzeczy a wymogi publikacji w czasopismach indeksowanych są ciągle nierealne. Żeby wymagać publikacji na takim poziomie jak to robi się w krajach rozwiniętych, trzeba stworzyć podobne warunki ich produkcji, przynajmniej te organizacyjne i czasowe, a tego dalej nie ma. Tak samo, jak nie ma jednoznacznych parametrów rozliczania z jakości prac badawczych, z wartości kontraktów, z prac rozwojowych czy wdrożeniowych we współpracy z przemysłem. Nadal stosowane rozliczenia tak zwanych badań statutowych należą do odziedziczonego mechanizmu pozoracji i są wzorem zbędnego marnotrawstwa.Skąd jednak miałyby się nowe, bardziej realne mechanizmy wziąć, skoro nikt nie chce sprecyzować – czemu to wszystko ma służyć? Czy tylko wykształceniu (choćby miernej) kadry, czy bardziej przemysłowi i gospodarce, czy mimo wszystko chcemy przyciągnąć uwagę świata odkryciami w badaniach podstawowych?
Przez ostatnie 70 lat jako tako udawało nam się tylko to pierwsze, więc może czas pomyśleć – co dalej, zanim się zmarnuje kolejne miliardy budżetu państwa? Nasze ciągle za mocno centralistyczne państwo nie ma na poziomie rządu (nie mówiąc o opozycji) ani wymiernego celu, ani planu, ani ram polityki wytyczającej krajowe priorytety badawcze – ani w bieżącym, ani w przyszłych etapach rozwoju społeczno-gospodarczego. Jedni przedstawiciele władz chcą nierealnie wysokich wskaźników skolaryzacji na poziomie wyższym, inni mówią o powiązaniu badań z gospodarką (choć nie wiadomo jakim…), a jeszcze inni raczej o badaniach podstawowych, a to się razem nie składa. Najpierw może potrzebne jest zdefiniowanie konkretnego narodowego celu długofalowego, dającego się zmierzyć w postaci określonych parametrów makroekonomicznych. Dla przykładu, jeżeli to ma być większy udział badań rozwojowych dla wybranych dziedzin gospodarki, to trzeba określić założone wartości docelowe takich wskaźników jak liczba patentów (na ilość mieszkańców i rok), czy udział innowacji w produkcie krajowym i eksporcie, a także oszacować wartości parametrów koniecznych do osiągnięcia w etapach pośrednich rozwoju. Kiedy cel już będzie wyraźniej zdefiniowany i droga wytyczona, konieczne są przejrzyste warunki legislacyjne, żeby osiąganie założonych parametrów mogło być realne w czasie. Póki co, slogan „gospodarka oparta na wiedzy” popularny wśród polityków już od ubiegłego wieku, w tym kraju ciągle ukrywa za sobą niezbyt dokładną świadomość jak do tego dojść, jak to zrobić.