To porównanie do sportu jest jeszcze bardziej pożyteczne, jak zestawimy wydatki na ekipy narodowe i inne, także lokalne, szczególnie gdy są finansowane z kieszeni podatnika. Kiedy w sporcie wysyła się ekipy narodowe w różnych dyscyplinach na mistrzostwa świata, to jest presja i duże oczekiwanie na zaszczytne miejsca, najlepiej medalowe (1-3) czy ewentualnie punktowane (czyli 4-6), żeby się zmieścić na zdjęciach dla najlepszych. Lubimy jak nasi są w czołówce, bo to nas dowartościowuje; wszyscy czujemy się zwycięscy i wtedy godzimy się by nasze wsparcie dla nich finansowano z funduszy publicznych. Nie za bardzo przepadamy za tym, by nasza reprezentacja – krajowa czy lokalna – w dowolnej dyscyplinie zajmowała 16. czy 27. miejsce. No chyba, że to nowa, bardzo młoda i obiecująca ekipa, która jedzie się uczyć. Wtedy chociaż jeden raz możemy taki wyjazd zafundować, ale pewnie nie więcej.
Łatwo można przyjąć, że w nauce jest identycznie. Światowi liderzy w naukach podstawowych przekazują wiedzę i swoje bardziej praktyczne wnioski liderom w badaniach stosowanych, z którymi mają kontakty i powiązania. Mądre rządy dbają o takie interakcje i je finansują i organizują w postaci dedykowanych zjazdów i konferencji. Ci z kolei co wymyślą coś pierwsi w naukach stosowanych, swoje pomysły nowych produktów i technologii przekazują mistrzom w rozwoju i wdrożeniach. Najlepiej znanym przykładem takiego łańcucha dostaw jest relacja Stanford University – Silicon Valley, ze wszystkimi obecnymi tam konsultantami prawnymi i finansowymi. Pomysły na nowe produkty i technologie powstają w tych czasach coraz szybciej, często w kooperacji międzynarodowej, bo koszty badań są ogromne. Nowe pomysły i nowe technologie są starannie i szybko patentowane i szczelnie obejmowane wszystkimi innymi możliwymi kombinacjami ochrony własności intelektualnej. Kto robi to powoli czy tylko gorzej, nie ma szans. Po prostu szkoda, żeby marnował fundusze i czas – za te pieniądze łatwiej będzie kupić gotową licencję u czempionów, i jeszcze zostanie na części zamienne. Wystarczy tu porównać pewne buńczuczne hasła o naszej własnej elektromobilności, z wchodzącymi na rynki liniami samochodów elektrycznych firmy VW, nie wspominając systemów dystrybucji, zasilania serwisu, itp.
Ponieważ nauka stała się tak bardzo międzynarodowa – tak samo jak międzynarodowy stał się rynek konsumpcji – dlatego wiele państw z grupy tzw. zaawansowanych (czyli już na ogół niezbyt biednych…) bardzo starannie ocenia swoje szanse w różnych dziedzinach tego bardzo konkurencyjnego rynku nauki. Specjaliści i politycy dokładnie analizują, w których dziedzinach i jakie mają szanse sukcesu w badaniach oraz jakie możliwości, by inwestować i na tym wygrać, czyli sprzedać i zarobić, a nie stracić. Wybierają jako priorytety do finansowania tylko takie kierunki badań, gdzie mogą znaleźć się wśród liderów światowych – na miejscach medalowych lub punktowanych. Oczywiście, nigdy nie wiadomo kto wygra dany wyścig spośród najlepszych czterech czy nawet ośmiu uczestników, ale gdy w jakiejś konkretnej dziedzinie zespoły krajowe są w okolicy czołówki, to są warte wsparcia – dużego i skutecznego. Ale kiedy mieszczą się w rankingach około 28. miejsca?… to niestety trudno, przykro nam…