Kiedy wybrzmią bębny i fanfary po oficjalnych uroczystościach, opadną emocje po górnolotnych przemówieniach, uparcie powraca pytanie – skoro jest tak dobrze, to czemu jest tak źle? … Czemu polskie uczelnie są ciągle w ogonie rankingów, a w ilościach patentów w innych mierzalnych parametrach nasz kraj zamyka listy i zestawienia, szczególnie w udziale innowacji w produkcie krajowym?…
W tym kraju pracuje ok. 50 000 osób z tytułem doktora, z tego większość w uczelniach i większość po stronie wyrobniczej. Mają swoje doświadczenia, choć niewielu zabierze głos krytyczny, bo są zależni. Wielu z nich tak ciężko pracuje, że nawet nie wiedzą, że może być inaczej. To o nich tu mowa i dla nich. Zawarte tu informacje mogą przyciągnąć uwagę światłych i rzetelnych profesorów budujących trwałe zespoły i wartości, którzy często wbrew utrudnieniom rzeczywistości tworzą pozytywne lokalne enklawy. W nawale pracy nie zawsze mają czas pomyśleć o przyczynach niewydolności. Na pewno poniższe nie jest adresowane do profesorów żyjących wygodnie z istniejącego systemu feudalno-socrealistycznego, a tym bardziej ciągnących z niego doraźne korzyści…
Ten tekst jest adresowany nie tylko do świadomych obywateli, badaczy czy analityków, ale głównie do polityków wszystkich szczebli, szczególnie tych, którzy używają chętnie i odmieniają przez przypadki takie terminy jak innowacje czy gospodarka wiedzy. Niestety, nie zawsze wydają się kojarzyć, że innowacyjność akademicka to trzon systemu, stanowiąc prawie połowę wszystkich innowacji w krajach rozwiniętych. Przy dominacji uczelni państwowych w tym kraju, to właśnie od regulacji prawnych zależy ich efektywność funkcjonowania. Niestety, istotą takich głębszych skojarzeń i mechanizmami legislacyjnymi już niewielu polityków się przejmuje, bo żyją codziennością i tanią propagandą.
Przedstawione tu dane mogą być także przydatne dla menedżerów różnych szczebli odpowiedzialnych za badania i rozwój, którzy czasem próbują współpracować z krajowymi uczelniami w konkretnych celach i nie mogą się nadziwić, że to nie wychodzi. Po jakimś czasie takich złych doświadczeń przestają się dziwić, że światowe korporacje wysyłają kontrakty do Indii, Tajwanu czy Malezji…